Irlandia, czyli anty-Tusk

Bezpłatna służba zdrowia dla najbiedniejszych, darmowa edukacja, silna rola państwa w gospodarce i podatek dochodowy wyższy niż w Polsce – tak wygląda uwielbiana przez szefa PO Donalda Tuska Irlandia, ponoć szczyt marzeń każdego polskiego neoliberała. Lider Platformy zamiast wychwalać kraj Św. Patryka, czym prędzej powinien zaapelować do Polaków, by jak najszybciej zwiewali z tego „socjalizmu” do „kraju wolności”, jakim wydaje się w porównaniu z Irlandią Polska. 

Podczas poniedziałkowej debaty z Aleksandrem Kwaśniewskim Tusk nie mógł się nachwalić sukcesów Irlandii. Jego zdaniem kraj ten zawdzięcza swój „cud gospodarczy” neoliberalnym reformom, przedstawianym przez Tuska jako alternatywa dla „polskiego socjalizmu”. Tuska jednak zatkało, gdy Kwaśniewski spytał: – A jak wyglądają podatki w Irlandii? Okazało się, że on nic nie wie o tym kraju, albo nie chce wiedzieć. Nie bez powodu – irlandzki „cud gospodarczy” ma się do programu gospodarczego PO jak pięść do nosa.
 
W Irlandii nie ma podatku liniowego, którego domaga się Tusk. Wręcz przeciwnie, podatek dochodowy jest wyższy niż w Polsce i wynosi 20 oraz 42 proc. W dodatku jest to system bardzo skomplikowany z licznymi ulgami, przed którymi polscy neoliberałowie bronią się jak diabeł przed święconą wodą.
 
Partia Donalda Tuska jak mantrę powtarza, że trzeba obniżać kwotę, jaka od każdej pensji idzie na ubezpieczenia społeczne. Otóż w Irlandii opłata na Pay-Related Social Insurance wynosi 16-17 proc. zarobków, z czego pracownik płaci tylko 6 proc. Większość tej sumy przypada więc na pracodawcę. Często doliczyć trzeba do tego jeszcze 2 proc. pensji jako opłatę za ubezpieczenie zdrowotne. Zwolnieni są z niej najmniej zarabiający, co w Polsce raczej nie należy do postulatów liberałów, lecz lewicy. Także irlandzkie prawo pracy jest podejrzanie „socjalistyczne”. Każdy pracodawca musi podpisać z pracownikiem umowę, nie ma mowy o robocie „na czarno”. A jeśli tego nie zrobi, to państwo i tak uważa, że taka umowa obowiązuje. Ze wszystkimi tego konsekwencjami. Tydzień pracy wynosi w Irlandii 48 godzin, a w ciągu roku pracownikowi przysługują minimum 4 tygodnie urlopu. Biznesmeni nie mają tak łatwego życia, jak mogliby sobie wyobrazić politycy PO. Pracownika chroni bowiem prawo określające, kiedy można go zwolnić.
Tak zwalczane przez polskich liberałów minimalne wynagrodzenie wynosi w Irlandii ok. 1300 euro (50 proc. średniej płacy) i należy do najwyższych w Unii Europejskiej. W Polsce zwolennicy neoliberalnej gospodarki gwałtownie protestowali, gdy płaca minimalna wzrosła do ok. 1100 zł (43 proc. średniej).
 
Jeśli chodzi o opiekę społeczną, to Irlandia też nie jest wymarzonym przez Tuska liberalnym rajem. Irlandczycy posiadają tzw. Medical Card uprawniającą ich oraz członków najbliższej rodziny do korzystania z bezpłatnej służby zdrowia. Jeśli np. ktoś potrzebuje pomocy dentysty, to może skorzystać z jednej z państwowych przychodni HSE Area Clinics. W razie kolejki, pacjent dostaje skierowanie do kliniki prywatnej. Oczywiście na koszt państwa.
 
Państwo zapewnia także obywatelom bezpłatną edukację, zagwarantowaną zresztą w konstytucji. Irlandia ma ponadto silnie rozwinięty system pomocy społecznej. Rodzice wychowujący samotnie dzieci mogą otrzymać specjalny, nieopodatkowany zasiłek. Istnieje też tzw. Child Benefit, przy którym polskie „becikowe” może się schować. Świadczenie to przyznaje się bowiem każdemu, kto wychowuje dziecko. Zasiłek wynosi 150 euro miesięcznie na potomka i jest wypłacane nawet do chwili, aż ukończy 19. rok życia. Toż to prawdziwy „socjalizm”!
 
Wbrew temu, co myśli Tusk, państwo ma silny wpływ na gospodarkę. Zachowuje pełną kontrolę nad wieloma dziedzinami, uznawanymi za strategiczne. Irlandzki „cud gospodarczy” nie jest bowiem efektem jakiejś neoliberalnej rewolucji, ale umowy społecznej zawartej w 1987 r. przez partie polityczne, związki zawodowe i organizacje pracodawców. I gwarantowanej właśnie przez państwo i co trzy lata odnawianej. Nikt nie forsuje więc neoliberalnych rozwiązań wbrew ludziom.
 
Nas nie dziwi, że tylu Polaków ucieka od naszych neoliberałów do irlandzkiego „socjalizmu”. Planowany przez Platformę „cud gospodarczy” nad Wisłą może sprawić, że kolejne tysiące naszych rodaków rzucą się do panicznej ucieczki.

***

Robią to z głową

Z prof. Zdzisławem Sadowskim,  honorowym prezesem Polskiego Towarzystwa  Ekonomicznego, rozmawia Jarosław Karpiński

Donald Tusk opowiada, że młodzi Polacy uciekają do Irlandii ze względu na liberalny, czy wręcz neoliberalny model gospodarki.
– Bo ja wiem, czy emigrują dlatego, że ta gospodarka jest liberalna? Ona się niewątpliwie bardzo dobrze rozwija od szeregu lat i w związku z tym jest na pewno atrakcyjnym miejscem dla młodych Polaków. Bo w związku z szybkim rozwojem potrzebuje również ludzi. To jest mały kraj, który ma mało ludzi. Można powiedzieć, że kolejne rządy w Irlandii prowadzą bardzo rozsądną politykę gospodarczą.
 
Ale nie można powiedzieć, że to jest gospodarka neoliberalna?
– Zdecydowanie nie jest to gospodarka neoliberalna. To jest gospodarka liberalno-demokratyczna. I z mojego punktu widzenia zasługuje na uznanie i poparcie. Natomiast oprócz tej racjonalnej polityki gospodarczej w Irlandii mamy do czynienia z pewną szczęśliwą konfiguracją, bo ten kraj, nazywany „lotniskowcem amerykańskim”, skorzystał z potężnego napływu kapitału amerykańskiego, który pomógł go rozwinąć. Można powiedzieć, że Irlandia wygrała los na loterii, ale sam los by nie pomógł, gdyby nie prowadzili np. bardzo rozsądnej polityki podatkowej.
 
Dziękuję za rozmowę.


***

Liberalizm ich nie zbawił

Z prof. Wawrzyńcem Konarskim, politologiem z Uniwersytetu Warszawskiego, ekspertem od systemu politycznego Irlandii, rozmawia Jarosław Karpiński

Czemu Irlandia zawdzięcza swój „cud gospodarczy”?
– Nie zawdzięcza tego w żadnym stopniu neoliberalizmowi, jak mówi pan Tusk. Model irlandzki jest eklektyczny, neoliberalno-postkeynesowski. Z jednej strony Irlandia zbliża się do neoliberalizmu, m.in. poprzez typ prywatyzacji. Ale z drugiej strony mamy w tym państwie zgodę poszczególnych partii i społeczeństwa na politykę interwencjonizmu państwowego. Zwolennikami tego interwencjonizmu na skalę umiarkowaną jest i partia liberalna, ale również dwie inne główne partie irlandzkie, czyli konserwatywni nacjonaliści (Fianna Fáil) i partia chadecka (Fine Gael).
 
Na czym opiera się model gospodarki w tym kraju?
– Na trzech filarach. Pierwszy to tzw. pakt społeczny, zawarty dokładnie 20 lat temu między partiami rządzącymi oraz opozycją. Czynnikiem drugim jest reforma finansów państwa. I trzecim filarem była nowa polityka strukturalna, tzn. dokonanie wyboru takich gałęzi przemysłu, w których Irlandia ma się stać wiodąca na skalę światową. Te wszystkie trzy punkty zostały zrealizowane i dlatego nastąpił sukces. Z drugiej jednak strony w Irlandii istniały w dalszym ciągu spore społeczne różnice, których efektem jest to, że wciąż jest w tym kraju sporo biedy.
 
A jak wyglądają tam podatki?
– W przypadku przedsiębiorstw jest tak, że jeśli firma obca ze swoim kapitałem dokonuje kooperacji z firmą irlandzką, to płaci mniejsze podatki. Jeśli ktoś przychodzi i robi coś wyłącznie na podstawie własnego kapitału, licząc przede wszystkim na własne zyski, to płaci podatek większy i ten rozdźwięk jest od 10 do 23 proc. W przypadku podatków płaconych przez obywateli Irlandii, mogę powiedzieć, że na pewno nie ma tam podatku liniowego, jak chcą twierdzić nasi liberałowie.
 
Kiedy tak naprawdę zaczął się ten boom gospodarczy w Irlandii?
– Gdzieś na przełomie lat 80. i 90., a swoje apogeum osiągnął szczególnie w drugiej połowie lat 90. Im bliżej końca wieku, tym większe były to sukcesy. Przez pierwsze 15 lat po wejściu do strefy EWG – bo UE jeszcze nie było – Irlandia borykała się z brakiem zdecydowania, co zrobić z tym członkostwem. Ale po zawarciu paktu społecznego, o którym mówiłem, skupiono się na rozwoju i przyszłości.
 
Dziękuję za rozmowę.