Ring wolny. Kaczyński vs. Rokita

Mamy do czynienia z ciężkim przestępstwem przeciw demokracji. Poza mordami to jest najcięższe przestępstwo, które można popełnić – w taki sposób Jarosław Kaczyński zaatakował wczoraj Jana Rokitę. Według premiera, Rokita jako szef Urzędu Rady Ministrów w rządzie Hanny Suchockiej wiedział o prowadzonych przez UOP akcjach przeciwko opozycji. Rokita grozi mu za to prokuratorem i sądem.

Liderzy PiS robią, co mogą, by obarczyć Platformę odpowiedzialnością za sprawę płk. Jana Lesiaka. Zaczęło się od wywiadu Kaczyńskiego dla „Dziennika”. Premier twierdzi, że o śledzeniu opozycji przez UOP musieli wiedzieć: b. premier Hanna Suchocka, szef URM Jan Rokita, prezydent Lech Wałęsa. Szef rządu dodał, że Rokicie o inwigilacji opozycji miał opowiadać b. szef kontrwywiadu UOP, dziś poseł PO Konstanty Miodowicz. Według Kaczyńskiego, Rokita „powinien raz na zawsze zniknąć z polityki”. Później Kaczyński dorzucił, że gorszą zbrodnią jest tylko mord.

– Mam zwyczajne ludzkie poczucie krzywdy i niesprawiedliwości – odpowiedział Rokita. Ogłosił, że rozważy złożenie doniesienia do prokuratury bądź prywatnego aktu oskarżenia przeciw Kaczyńskiemu. – Zrobię jedną z tych rzeczy, ale nie dlatego, żeby liczyć na jakiś zasadniczy efekt takiego postępowania, ale żeby zaświadczyć o swojej niezgodzie na ten stan rzeczy, na tę sytuację, na te słowa – mówił.

Polityk Platformy przypomniał też, że premier jest świadkiem w procesie o inwigilację prawicy i przytoczył jego wypowiedź z 29 października 2005 r. Wtedy prezes PiS twierdził, że na podstawie znajomości 21 tomów akt ze sprawy inwigilacji nie można postawić zarzutów nikomu z PO i nie ma dokumentów na to, że Jan Rokita wiedział o sprawie. – Należy zadać pytanie, czy świadek J. Kaczyński zeznawał prawdę wtedy, czy teraz? – pytał Rokita.

Swojego partyjnego kolegi bronili też Konstanty Miodowicz i szef P Donald Tusk. Miodowicz stwierdził, że Rokita „nie zajmował się problematyką służb specjalnych”. Dodał, że wypowiedź premiera potwierdza, że ujawnienie akt „nie jest wymierzone w pana Lesiaka i jego kompanów”, tylko jest „bardzo bieżącą akcją polityczną”. Natomiast Tusk komentował: – Zawsze uważaliśmy, że Jan Rokita jest postacią bezcenną dla polskiej polityki, m.in. ze względu na walory osobiste i etyczne.

* * *

Stracili kontakt z rzeczywistością

Z Janem Rokitą, posłem Platformy Obywatelskiej, rozmawia Jan Złotorowicz

Jeśli wierzyć Jarosławowi Kaczyńskiemu, to jest Pan teraz głównym ekspertem od tzw. inwigilacji prawicy.
– Obawiam się, że – zdaniem premiera – nie jestem ekspertem, ale przestępcą. Sprawa jest więc znacznie bardziej poważna.

A jeszcze rok temu miał Pan pomagać Kaczyńskim w budowie IV RP. Takimi byliście przyjaciółmi. Co się stało?
– Nie wiem, co im się stało i nie bardzo mam ochotę zabawiać się w jakieś psychologiczne analizy. Zachowują się tak, jak ktoś, kto stracił związek z rzeczywistością i nie potrafi rozwiązać swoich własnych problemów, nie radzi sobie z resztą kłopotów, które na niego spadają. Nie potrafią wytłumaczyć się z zarzutów korupcyjnych, które wynikają z owych słynnych taśm z Adamem Lipińskim, więc zamiast tego rzucają obelgi na prawo i lewo. Raczej jest to taki smutny przypadek degradujący życie społeczne.

Szafa Lesiaka zaczyna coraz bardziej śmierdzieć. Pojawiają się jakieś informacje o działaniach UOP-u wobec lewicy, o inwigilacji prawicy wiadomo od dawna. Czy rzeczywiście te rządy postsolidarnościowe z pierwszych lat 90. nie mają sobie nic do zarzucenia?
– Każdy rząd może mieć sobie coś do zarzucenia. Nie znam człowieka, który nie ma sobie nic do zarzucenia, no poza premierem, który oświadczył kiedyś, że jest samym dobrem. Ale mówiąc serio to akurat w tej sprawie, która jest przedmiotem debaty w tej chwili, nie mam sobie nic do zarzucenia. W tym sensie, że mój związek z tą sprawą jest zerowy. W związku z tym nie mam powodów, żeby mieć sobie coś do zarzucenia.

Co w takim razie zrobić z tą szafą Lesiaka?
– W całości ujawnić. Najlepiej wydrukować w postaci „białej księgi”. Trzeba pokazać to opinii publicznej. Ludzie mają swoje rozumy i będą potrafili wyrobić sobie na ten temat zdanie. Póki to jest wyłącznie w dyspozycji ludzi z PiS–u, można mieć obawy, że dokonywana jest manipulacja. Jakby pan porozmawiał z jakimkolwiek archiwistą, to on by powiedział, że archiwa ujawnia się częściowo zawsze, jak chce się nimi manipulować. Jak się chce pokazać prawdę, to się ujawnia wszystko. To jest proste jak drut.

Obok inwigilacji prawicy pojawił się nowy wątek. Mieczysław Wachowski twierdzi, że w 1992 roku były plany internowania Lecha Wałęsy.
– Nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia.

No, ale coś z tym trzeba zrobić. Czy to temat dla komisji śledczej?
– Nie sądzę, żeby należało powoływać komisję śledczą. To by się wydawało niepoważne. Obsesje paru ludzi powinny trafić tam, gdzie jest miejsce dla obsesji.

To należy to zostawić?
– Ujawnić to wszystko i pokazać obywatelom. Jeśli ktokolwiek dopuścił się jakichś czynów kryminalnych, to trzeba powołać niezależnego prokuratora. To wszystko, co w takich sytuacjach robi praworządne państwo. Aż tyle i tylko tyle.

Dziękuję za rozmowę.