Czas pułkowników

Czy to służby specjalne wybierają w Polsce prezydenta? Udział ich ludzi w akcji przeciwko Włodzimierzowi Cimoszewiczowi jest coraz bardziej wyraźny.
Pośrednikiem między Anną Jarucką a Konstantym Miodowiczem (PO), członkiem sejmowej komisji śledczej ds. Orlenu i byłym szefem kontrwywiadu, okazał się Wojciech Brochwicz, jeden z kandydatów Platformy na ministra spraw wewnętrznych i dawny wysoki oficer Urzędu Ochrony Państwa. Politykom obecnej PO zawdzięcza wiele i to od samego początku – w krąg tajemnic i szpiegów wprowadził Brochwicza Jan Rokita. Współpracownicy Cimoszewicza domagają się wyjaśnienia roli ludzi Donalda Tuska w całej sprawie. Kandydat Platformy odmawia komentarzy.

O swojej roli w upublicznieniu twierdzeń Jaruckiej Brochwicz opowiedział sobotnio-niedzielnej „Rzeczpospolitej”. Anna Jarucka, była asystentka Cimoszewicza, pojawiła się w jego kancelarii prawnej 9 sierpnia. Wcześniej miała się zwierzyć lekarzowi, który znał Brochwicza i skontaktował ją z tym byłym pułkownikiem UOP. Ten po wysłuchaniu opowieści o rzekomej podmianie oświadczenia majątkowego Cimoszewicza powiadomił o wszystkim Miodowicza. 11 sierpnia br. we troje spotkali się w kancelarii Brochwicza, gdzie powstało oświadczenie Jaruckiej, przesłane potem do komisji śledczej. Dziś wiemy, że zawiera ono wiele nieprawdziwych stwierdzeń na temat roli Cimoszewicza w całej sprawie. Podobnie jak zeznania Jaruckiej przed komisją śledczą i sporządzony jej ręką dokument, podbity pieczątką-faksymile Cimoszewicza, który zdaniem prokuratury jest fałszywką.

Po zdemaskowaniu Jaruckiej sztabowcy Cimoszewicza żądali od Miodowicza wyjaśnień, kto go skontaktował z byłą asystentką marszałka Sejmu. Polityk Platformy odmawiał, twierdząc, że nie ma to większego znaczenia i atakował współpracowników Cimoszewicza. Poseł-pułkownik nie chciał zdradzić nazwiska pośrednika nawet przesłuchującym go prokuratorom, którzy badają kulisy postępowania Jaruckiej.

Nie bez przyczyny. Brochwicz to jego wieloletni przyjaciel i współpracownik. Zarówno w krakowskiej opozycji z czasów Polski Ludowej, jak i w służbach specjalnych III RP. Na początku lat 90. razem służyli w kontrwywiadzie UOP – Miodowicz jako szef służby tropiącej szpiegów, a Brochwicz jako jego zastępca. Obaj dorobili się w tajnej służbie stopni pułkownika.

Wprowadzenie na tę ścieżkę kariery Brochwicz zawdzięcza jednak nie Miodowiczowi, ale Janowi Rokicie, jednemu z liderów PO i kandydatowi Platformy na premiera. Brochwicz i Rokita w latach 80. walczyli z „komuną” w ramach krakowskiej opozycji, tworzyli organizację Wolność i Pokój. Brochwicz współzakładał Studencki Komitet Obrony Demokracji, na którego czele stanął Rokita. Na początku 1990 r. Rokita namówił Brochwicza do objęcia ważnej funkcji w kierowanym jeszcze przez gen. Czesława Kiszczaka MSW. Oficjalnie miał być współpracownikiem solidarnościowego wiceministra Krzysztofa Kozłowskiego. Faktycznie jako człowiek Rokity zasiadał wówczas w jednym z najważniejszych foteli w państwie – sekretarza centralnej komisji weryfikującej oficerów PRL-owskich służb specjalnych, decydując o przyszłym obliczu polskiej tajnej służby.

Sam zresztą wkrótce do służb specjalnych trafił. Przeszedł szkolenie wywiadowcze, brał udział w tajnych operacjach. Tam poznał głównych aktorów prowokacji wobec byłego premiera Józefa Oleksego, którego w 1995 r. oskarżono o współpracę z wywiadem rosyjskim – Andrzejem Milczanowskim i generałami: Marianem Zacharskim, Henrykiem Jasikiem i Wiktorem Fonfarą. Nawet po ujawnieniu prawdy o prowokacji bronił jej autorów i krytykował opublikowanie „Białej księgi”, demaskującej operację oficerów specsłużb wymierzoną w Oleksego.

W grudniu 1991 r. Brochwicz z grupą oficerów UOP, na której czele stał ówczesny szef Urzędu Andrzej Milczanowski – późniejszy oskarżyciel Oleksego – wybrał się do Moskwy na rozmowy z rosyjskimi specłużbami na temat tzw. moskiewskiej pożyczki udzielonej PZPR przez KPZR. Według Leszka Millera, w 1997 r. ministra spraw wewnętrznych, Brochwicz miał też inną misję – wynegocjowanie z rosyjskimi specsłużbami porozumienia dotyczącego organizacji wspólnych przedsięwzięć wymierzonych w polską lewicę. Brochwicz wszystkiemu zaprzeczył. Pomóc miał mu w tym inny członek delegacji i pracownik UOP – Bartłomiej Sienkiewicz. Dziś Brochwicz i Sienkiewicz są członkami władz krajowych PO – pierwszy z nich Rady Programowej, a drugi Rady Krajowej. Sienkiewicz jest też w ścisłym sztabie wyborczym Tuska jako jego doradca.

W 1992 r. Brochwicz przeszedł do straży granicznej. Pięć lat później – w czasie rządów koalicji AWS-UW – wrócił do MSW na funkcję wiceministra. Swoim doradcą uczynił m.in. oficera UOP wchodzącego w przeszłości do tzw. zespołu płk. Lesiaka – wyselekcjonowanej grupy oficerów UOP, która na początku lat 90. inwigilowała przeciwników politycznych solidarnościowych polityków, m.in. szefowej ówczesnego rządu Hanny Suchockiej. Bliskim współpracownikiem i szefem Urzędu Rady Ministrów w czasach Suchockiej był Rokita.

Brochwicz odszedł z MSW po sporze z Januszem Pałubickim – AWS-owskim koordynatorem ds. służb specjalnych w rządzie Jerzego Buzka – o GROM i dymisję jego dowódcy gen. Sławomira Petelickiego. W marcu 2001 r. znalazł się w grupie inicjatywnej zakładającej Platformę Obywatelską w Warszawie. Wcześniej pracował w sztabie wyborczym Andrzeja Olechowskiego, byłego ministra spraw zagranicznych i współpracownika polskiego wywiadu.
W czasach rządów lewicy Brochwicz nie zerwał całkowicie swoich związków z tajnymi służbami – został doradcą szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Andrzeja Barcikowskiego. Po odejściu z Agencji Wywiadu Zbigniewa Siemiątkowskiego premier Marek Belka zaproponował Brochwiczowi pokierowanie AW. Ten odmówił.

Politycy Platformy bagatelizują podejrzenia o drugie dno w sprawie Jaruckiej. Według Rokity, niemożliwe jest, by istniał „jakikolwiek spisek PO czy służb specjalnych”. Donald Tusk oświadczył, że nie będzie komentował „nerwowych wypowiedzi” Tomasza Nałęcza, rzecznika sztabu Cimoszewicza, który stwierdził, że wiele wskazuje na to, iż mamy do czynienia z prowokacją wymierzoną w kandydata lewicy. Tusk nie chciał nawet potwierdzić, czy Brochwicz jest związany z Platformą. Miodowicz oznajmił natomiast, że obecność ludzi Platformy i byłych oficerów specsłużb w tej sprawie jest efektem przypadku.

W taki zbieg okoliczności nie wierzy Andrzej Różański (SLD) z sejmowej Komisji ds. Służb Specjalnych. – Dostrzegam w całej sytuacji jakąś grę – uważa poseł Sojuszu. – To nie pierwsza sytuacja, gdy pan Miodowicz w czasie pracy parlamentarzysty wykorzystuje swoje powiązania do realizacji celów politycznych. Kilkakrotnie przekonałem się o tym, zasiadając w komisji śledczej ds. Orlenu. Miodowicz zaskakiwał nas różnymi dziwnymi informacjami bądź ściśle tajnymi dokumentami, które w dziwnych okolicznościach pojawiały się w jego rękach – dodaje. Jego zdaniem, sprawą powinna się zająć Komisja ds. Służb Specjalnych. Problem w tym, że jej szefem jest… Miodowicz. – Zdziwiłem się, gdy nagle odwołał zaplanowane na 29 sierpnia posiedzenie komisji. Nie znam powodów, dlaczego tak się stało. Być może obawiał się, że w „sprawach różnych” ten problem będzie poruszany – relacjonuje Różański. Przypomina, że ludzie służb specjalnych wielokrotnie mieszali się do polityki. – I są bezkarni. Niektórzy, jak pan Libera czy Nowek, pracują nawet w ważnych organach parlamentarnych.

Wyjaśnienia powiązań PO ze specsłużbami domaga się też lider PiS Jarosław Kaczyński. – Chcemy sojuszu z Platformą, ale mówimy jasno: musimy wiedzieć, jakie są związki między PO a służbami. My takich układów nie mamy i domagamy się, by nasi partnerzy też ich nie mieli, a jeśli mają, to żeby je zerwali.
Szef Klubu Parlamentarnego PiS Ludwik Dorn ujawnił natomiast, że Brochwicz jest wymieniany jako kandydat Platformy na ministra spraw wewnętrznych.

Piotr Skura (wpis archiwalny z 2005r.)