Oni zginęli za socjalizm

W niektórych rejonach Polski więcej AL-owców ginęło od kuli wystrzelonej z polskiego karabinu niż niemieckiego.

Do głównych zajęć prokuratorów Instytutu Pamięci Narodowej należy tropienie wszelkich przypadków prześladowania żołnierzy podziemia AK-owskiego przez ich komunistycznych przeciwników. Zapomniano przy tym zupełnie o licznych zbrodniach i denuncjacjach na działaczach PPR oraz żołnierzach GL i AL, których często zwalczano energiczniej niż hitlerowskiego okupanta. IPN woli jednak podtrzymywać wrażenie, że ofiary ponosiła tylko jedna strona.

Trudno dziś policzyć wszystkich działaczy lewicowego podziemia zamordowanych w czasie wojny nie z rąk niemieckich, ale polskich. Wiadomo jednak, że liczbę bojowców Polskiej Partii Robotniczej, Gwardii Ludowej i Armii Ludowej poległych w zasadzkach i starciach z Narodowymi Siłami Zbrojnymi, a także niektórymi oddziałami Armii Krajowej można liczyć w setkach.

Głównym wrogiem powstałych na początku 1942 r. PPR i GL okazali się obok hitlerowskich okupantów członkowie NSZ. Jedni i drudzy zresztą często ściśle ze sobą współpracowali przy likwidacji struktur komunistycznego podziemia. Ignacy Oziewicz, dowódca NSZ w oficjalnym rozkazie polecał traktować PPR jako wroga, którego należy likwidować. „Czas ocknąć się i przystąpić do do systematycznej likwidacji ośrodków dyspozycyjnych komuny. (…) PPR, GL i różni czerwoni partyzanci muszą zniknąć z powierzchni polskiej ziemi” – czytamy w jednym z wydań „Szańca”, NSZ-owskiego organu.

Zalecenia szybko wprowadzano w czyn. W październiku 1943 r. oddział NSZ napadł na grupę Jakuba Aleksandrowicza „Alka” operującą w okolicach Łukowa i Białej Podlaskiej. W wyniku strzelaniny poległ dowódca i 10 żołnierzy GL. 24 kwietnia 1944 r. oddział Edwarda Gronczewskiego „Przepiórki” we wsi Marynopole w powiecie kraśnickim dostał się pod ogień trzech oddziałów NSZ – w tym Leona Cybulskiego „Znicza” i Stanisława Piotrowskiego „Cichego”, w wyniku czego zginęło 9 bojowców AL.

Od kul NSZ zginął w kwietniu 1944 r. pierwszy dowódca 1. Brygady AL im. Ziemi Lubelskiej Władysław Skrzypek „Grzybowski”. Eneszetowcy dopadli go, gdy jechał na naradę z lokalnym komendantem AK. Pięć miesięcy wcześniej oddział NSZ z powiatu radzyńskiego wystrzelał odpoczywający we wsi Kąkolewnica oddział GL pod dowództwem Jana Daduna „Janusza”.

W wielu przypadkach NSZ używały podstępu w rozprawie z lokalnymi AL-owcami. Tak doszło do jednego z najbardziej okrutnych morderstw na 26 bojowcach GL z oddziału im. Kilińskiego z powiatu kraśnickiego dowodzonego przez Stefana Skrzypka „Słowika”. 9 sierpnia 1943 r. oddział NSZ Aleksandra Zdanowicza „Zęba” nawiązał kontakt z GL odwiedzając nawet obóz gwardzistów i deklarując współpracę. „Słowik” na tyle zaufał „Zębowi”, że wysłał czterech swoich ludzi z rewizytą. Dzięki temu uratował im życie. Sam bowiem, razem z żołnierzami został nagle otoczony przez oddział Zdanowicza. Gwardzistów rozbrojono, a potem zamordowano. Podobnie jak czterech świadków zbrodni – chłopów z pobliskiego Borowa. O zbrodni pod Borowem zrobiło się głośno w całej Polsce. Do tego stopnia, że od „wyczynu” NSZ-owców odcięło się dowództwo AK nazywając je „ohydnym mordem”.


W lutym 1944 roku w zasadzkę NSZ-u pod wsią Biała k. Janowa Lubelskiego wpadł oddział Feliksa Kozyry „Błyskawicy”. Tym razem atak odparto – GL-owcy nie ponieśli strat, za to ranili kilku nacjonalistów i wzięli czterech jeńców. Dwa miesiące później Kozyra miał mniej szczęścia – zginąłępodczas akcji odbicia kilku rannych AL-owców z rąk Stanisława Piotrowskiego „Cichego” (NSZ).

W niektórych przypadkach z NSZ współpracowali lokalni dowódcy AK. Doświadczył tego choćby oddział AL Bolesława Kowalskiego „Cienia”, który podczas odpoczynku nocnego we wsi Stefanówka w powiecie kraśnickim został zaatakowany przez jednostki AK Kwiecińskiego „Kła” i Bolesława Frontczaka „Argiela”. Sześciu bojowców AL zginęło, reszcie oddziału udało się uciec z okrążenia.

GL-owcy często nie puszczali ataków na swoich ludzi płazem. Gdy w styczniu 1943 r. z rąk NSZ-owców zginęło w Drzewicy w Opoczyńskiem 7 znanych działaczy PPR, Józef Rogulski „Wilk” w odwecie zastrzelił 7 działaczy NSZ.

Czarną kartą w historii NSZ była sprawa kolaboracji tej organizacji z Niemcami. W lipcu 1943 r. „Szaniec” zalecał wstrzymanie akcji wymierzonych w okupanta: „Niemcy przegrały wojnę, chwila ich nieuchronnej katastrofy zbliża się. (…) Dlatego też musimy się chwilowo powstrzymać od szerszej akcji przeciw Niemcom, która by ułatwiała zadanie Czerwonej Armii”. W zamian oddziały NSZ miały się zająć „oczyszczeniem terenu Polski ze stanowiących drugą okupację partyzanckich oddziałów i band komunistycznych”.

W powiecie pińczowskim i włoszczowskim współpracę z okupantem nawiązał szef tamtejszego oddziału NSZ Władysław Kołaciński „Żbik”. Niemiecka żandarmeria dostała zakaz zwalczania „Żbika”, a ten pomagał Niemcom zwalczać komunistyczne podziemie. Dowódca miejscowej żandarmerii kpt. Huste dostarczał nawet NSZ-owcom broń, amunicję, odzież i żywność. Przy okazji oddział Kołacińskiego likwidował nie tylko PPR-owców i AL-owców, ale także ludowców.

W lutym 1944 r. generał SS i dowódca sił bezpieczeństwa w Generalnej Guberni, Walter Bierkamp, chwalił się sukcesami w walce z „polskimi bandami”, co przypisywał właśnie współpracy z NSZ-em: „Przyczyną wielu morderstw, dokonanych na całym szeregu Polaków, nie była ich praca dla Niemców, lecz przekonania polityczne. Ten stan rzeczy wykorzystuje się, oszczędzając w ten sposób niemiecką krew. Do walki z bandami używa się band”.

Niemal modelowym przykładem współpracy NSZ z Niemcami było okrążenie we wrześniu 1944 roku przez Brygadę Świętokrzyską NSZ i niemieckie jednostki policyjne niedaleko wsi Rząbiec koło Włoszczowej oddziału AL im. Bartosza Głowackiego i radzieckiego oddziału Iwana Karawajewa. Polscy partyzanci odnieśli dotkliwe straty, a wielu radzieckich partyzantów dostało się do niewoli. 67 spośród nich wymordowano, innych przekazano Niemcom. Wkrótce potem nacjonaliści otrzymali silne wzmocnienie (do 3 tys. osób), by lepiej mogli zwalczać komunistyczną partyzantkę. Mimo to nie udało im się dopaść kilku działających w tamtym rejonie oddziałów AL. Lokalni dowódcy AL zmienili bowiem taktykę działań dzieląc się na mniejsze, kilkuosobowe grupy, które trudniej było wytropić. Wyróżnił tu się m.in. oddział Stanisława Olczyka „Garbatego”, który półtora roku wielokrotnie wymykał się pułapkom zastawianym przez NSZ.

W Częstochowie niemiecki komendant policji i służb bezpieczeństwa Paul Fuchs uzgadniał szczegóły współpracy wymierzonej w lewicowe podziemie z tamtejszymi oddziałami NSZ. Nacjonaliści otrzymali od hitlerowców do dyspozycji m.in. willę w Częstochowie, w której piwnicy znajdowało się niewielkie więzienie do przetrzymywania złapanych AL-owców i PPR-owców i 3 mln złotych „dotacji”. Wszystko pod przykrywką firmy budowlanej, której papiery wystawili zresztą sami Niemcy. Gestapo otrzymało też polecenie wypuszczania wszystkich pochwyconych podczas swoich akcji członków NSZ.

Choć już w grudniu 1943 r. dowódca AK gen. Tadeusz Bór-Komorowski podkreślił w depeszy do naczelnego wodza, że NSZ „ostrze swej działalności kierują przeciwko PPR i partyzantce sowieckiej, i swymi nieprzemyślanymi wystąpieniami sprawiają wiele kłopotów czynnikom oficjalnym, a ułatwiają propagandę PPR”, to jednocześnie Komenda Główna AK prowadziła – z przerwami – rozmowy scaleniowe z NSZ-em. Umowę zjednoczeniową podpisano 7 marca 1944 roku, a Bór-Komorowski wydał rozkaz przeprowadzenia scalenia. Nie wszystkie oddziały NSZ podporządkowały się Armii Krajowej, a wśród nacjonalistów doszło do rozłamu.
W meldunku z maja 1944 r. Bór-Komorowski przyznał, że w wielu kręgach AK połączenie z NSZ wywołuje protesty: „Wejście NSZ w skład AK traktowane jest jako realizacja niezbędnej jednolitości wojska. Głosy krytyczne, szczególnie Trójkąta (konspiracyjne określenie Stronnictwa Ludowego – przyp.red.), wyrażają zastrzeżenia podnosząc, że oddziały NSZ współdziałały z Niemcami w walce z komuną i tępiły Żydów, a nieraz czynnie występowały przeciwko lewicowym działaczom”. W innym meldunku zwrócił uwagę na „wrogi stosunek” AL do AK, który wynikał „w pewnym stopniu z nieodpowiedzialnej agresywności NSZ przeciwko AL”.
Meldunek Bora-Komorowskiego do Londynu z 21 czerwca 1944 r.: „Oddziały NSZ, mimo zakazu, napadają sowieckie oddziały partyzanckie. W łukowskim NSZ zabiły 11 żołnierzy sowieckich. (…) W powiatach włoszczowskim, pińczowskim i stopnickim niżsi dowódcy NSZ współpracują z Niemcami przy likwidacji Żydów. NSZ kontynuuje wszędzie napady na PPR i ludzi z lewicy polskiej”.

Zresztą także w samej AK zdarzały się przypadki likwidacji przez lokalne oddziały komórek partyzantki komunistycznej. Do najbardziej znanych należy m.in. mord na 5 członkach PPR w Mogielnicy dokonany na rozkaz komendanta AK w Grójcu. Pod koniec 1943 roku AK powiatu radzyńskiego wykonała wyroki na 10 partyzantach GL. W tym samym czasie w lubartowskiem oddziały Armii Krajowej zastrzeliły kilkunastu gwardzistów i PPR-owców.

Do dziś nie odpowiedziano na pytanie, na ile żołnierze AK wykonywali rozkazy „góry”, a na ile były to ich własne inicjatywy. Stefan Dąmbski, żołnierz AK w Hyżnem, we wspomnieniach opublikowanej w ostatnim numerze „Karty” opisał przesłuchanie przez oficera NKWD w 1944 r.: „Z początku wszystko szło nieźle, dopóki nie dojechaliśmy do dwóch punktów: dlaczego należałem do AK, a nie do PPR oraz -ęgdzie dokładnie ukrywa się reszta mojego oddziału w rejonie rzeszowskim. Próbowałem mu tłumaczyć, że nie mam pojęcia, gdzie znajduje się obecnie reszta mojego oddziału -ęprawdopodobnie wyjechali też na pomoc Warszawie – oraz, że należałem do AK tylko dlatego, że w naszym rejonie PPR nie istniała. Oczywiście, to nie była prawda, bo spotkaliśmy okazjonalnie małe patrole PPR-owców i we wszystkich wypadkach rozstrzeliwaliśmy ich na miejscu, wykonując ściśle rozkazy Komendy Głównej AK”.

Dąmbski nie uściślił, o który rozkaz chodzi. Tym bardziej, że w dokumentach Armii Krajowej nie ma bezpośredniego rozkazu rozstrzeliwania działaczy PPR i bojowców AL. Światło na tę sprawę może jednak rzucić fragment wspomnień płk. Jana Rzepeckiego, jednej z najważniejszych postaci AK-owskiego podziemia i szefa Biura Informacji i Propagandy: „Dnia 15 września (1943 roku – przyp.red.) szydło ukazało swoje ostrze po raz drugi przy okazji omawiania napływających skarg na szerzący się bandytyzm. Bandytyzm zwykły i podszywający się pod różne firmy ideowe był wtedy rzeczywiście plagą, gnębiącą ludność. W wielu miejscach wprost zwracano się do dowódców AK, by ją przed nim bronili. Teraz szef sztabu zredagował rozkaz o Čwalce z bandytyzmemÇ. (É.) Nakazywał on komendantom okręgów tępienie bandytyzmu, a kończył się znamienną wskazówką: Čprzywódców i agitatorów likwidować!Ç. Zadzwoniło mi w uchu: łatwo sobie wyobrazić, jakich to bandytów będą tępić prowincjonalni kacykowie, z których każdy ponadto uprawia swoją własną politykę! Wstawało widmo Borowa (gdzie NSZ wymordował 50 GL.-owców – przyp.red.)!”. Jan Stanisław Jankowski, delegat rządu na kraj informował z kolei w lipcu 1943 roku premiera Stanisława Mikołajczyka, iż polecił „rozbijać bandy dywersantów bolszewickich”.

Bór-Komorowski pisał zaś w liście z sierpnia 1943 r. do komendanta głównego Batalionów Chłopskich gen. Franciszka Kamińskiego: „Z Niemcami zrobią porządek alianci, ale z komunistami wewnątrz u siebie musimy zrobić my sami. (…) W tej chwili wszystko nastawia się na walkę z komunistami i należy oczekiwać, że w najbliższym czasie zostanie podjęta akcja na szeroką skalę”.

Piotr Skura (wpis archiwalny z 2008r.)