14 mln osób w brytyjskim rejestrze dawców
Każdego dnia w Wielkiej Brytanii umiera przynajmniej jedna osoba, której przeszczep mógłby uratować życie. Zapotrzebowanie regularnie przekracza stan posiadania i chociaż większość społeczeństwa popiera ideę oddawania organów po śmierci, tylko mniejszość czyni to w praktyce.
W 1989 r. 24-letni Peter Cox umarł na nieuleczalny guz mózgu. Przed śmiercią wyraził pragnienie przekazania swych organów na przeszczepy. Jak twierdzi dziś jego siostra, dopomógł w ten sposób 17 osobom. Rodzina rozpoczęła wtedy kampanię na rzecz utworzenia krajowego rejestru dawców. Pięć lat później, w 1994 r. taki rejestr powstał. Lista figurujących w nim nazwisk jest wciąż za krótka, mimo że liczy ponad 14 mln. Każdy otrzymujący prawo jazdy musi zadeklarować, czy chce być dawcą. Były sugestie wprowadzenia podobnych deklaracji dla nowo rejestrowanych pacjentów w przychodniach i dla ubezpieczających się na życie. Na razie nie doczekały się realizacji.
W tej sytuacji główny lekarz kraju Liam Donaldson poddał ponownie pod dyskusję projekt, który trzy lata temu nie zyskał aprobaty parlamentu. Zakłada on, że każdy obywatel Zjednoczonego Królestwa automatycznie uznawany byłby za dawcę organów. Tylko pisemny brak zgody wykluczałby go z tej listy. Z pewnością główną motywacją byłyby względy religijne. Podobny system funkcjonuje od lat w Hiszpanii. Dzięki niemu liczba trasplantacji wzrosła tam dwukrotnie. W Anglii natomiast rośnie liczba oczekujących.
Brytyjskie Stowarzyszenie Medyczne (BMA) pozytywnie odniosło się do propozycji jako drogi wyjścia z patowej sytuacji. Z rezerwą zareagowało natomiast Stowarzyszenie Pacjentów. Uważa ono, że nie spowoduje to znaczącego wzrostu transplantacji, ponieważ służba zdrowia nie dysponuje odpowiednią infrastrukturą – brak odpowiedniej liczby oddziałów intensywnej terapii w szpitalach i wyspecjalizowanych chirurgów. Od tego należy zacząć.
Są również głosy sugerujące bardziej zdecydowane działania, by zachęcić ludzi do dobrowolnych decyzji i przekonać, że ich organy będą użyte zgodnie z przeznaczeniem, a nie na przykład do badań klinicznych. Oponują przeciwko, jak to określają, „nacjonalizacji naszych ciał po śmierci”. Dyskusja trwa i najważniejsze jest w niej to, że uświadomiła skalę problemu.
(*)Wojciech Zyms z Londynu (wpis archiwalny z 2007r.) F: scotth23 / pixabay