Haracz. Kościół wydoił budżet na 58 mln zł

Nie ma pieniędzy na podwyżki dla lekarzy i pielęgniarek, brakuje na zajęcia pozalekcyjne dla dzieci i na dofinansowanie przedszkoli. Jest jednak instytucja, która zawsze może liczyć na stały dopływ kasy bez względu na sytuację państwa – Kościół katolicki.

Ostatnio prezent sprawiła mu sejmowa Komisja Finansów Publicznych, pozytywnie akceptując pomysł Ministerstwa Finansów (Bóg zapłać, pani nie-„Beato”!) przekazania 58 mln zł na „zobowiązania wymagalne” Skarbu Państwa wobec Kościoła. Czyli na zapłacenie duchowieństwu haraczu za to, że nie przejmie ważnych nieruchomości w centrum Krakowa. Dodajmy –  nieruchomości, które wcześniej podarował Kościołowi inny organ państwa – Komisja Majątkowa.

Na posiedzeniu 12 czerwca br. Komisja Finansów Publicznych zajęła się wnioskiem ministra finansów Zyty Gilowskiej o utworzenie 150-milionowej rezerwy celowej na „sfinansowanie zobowiązań wymagalnych Skarbu Państwa”. Jak się okazało, pod tym niewinnie brzmiącym tytułem kryją się właśnie m.in. „zobowiązania” wobec Kościoła na kwotę 58 „baniek”. Kasę na stworzenie rezerwy wzięto z pozycji budżetowej nazywającej się „środki własne Unii Europejskiej”, czyli z pieniędzy, które Polska w różnej formie musi co roku wpłacać do budżetu unijnego jako naszą część składek.

Gdyby jednak ktoś szukał na stronach internetowych Sejmu informacji o tej forsie dla kleru, nic nie znajdzie. Chociaż te decyzje Komisji Finansów zapadły dwa tygodnie temu, na stronie sejmowej nie ma jeszcze stenogramu z tego posiedzenia. Są za to stenogramy z późniejszych obrad. W biurze komisji zapewniono nas, że stenogram lada chwila się pojawi, nie został jeszcze do końca spisany, gdyż posiedzenie z 12 czerwca było wyjątkowo długie.

O całą sprawę zapytaliśmy wiceprzewodniczącego Komisji Finansów Stanisława Steca (SLD). –  Z rezerwy wynoszącej 150 mln zł rzeczywiście 58 mln zł przeznaczono na rekompensaty dla Kościoła katolickiego w związku z roszczeniami zakonników w Krakowie. Najbardziej w tym wszystkim jest dziwne to, że roszczenie wynika z decyzji Komisji Majątkowej, a nie sądu. Posłowie nie przyjęli tej sprawy bez oporów. Ale o wszystkim zdecydowali parlamentarzyści PO. Gdyby nie ich zgoda, wniosek by nie przeszedł – relacjonuje Stec.

Jak to jest, że państwo musi płacić za orzeczenia Komisji Majątkowej? – zapytaliśmy. Stec: – Komisja Majątkowa przekazuje pieniądze zbyt lekką ręką. Decyzja o przekazaniu Kościołowi 58 mln zł była pochopna. W sytuacji, gdy brakuje dla pielęgniarek i nauczycieli, nie powinno się jej podejmować. Dlatego SLD był przeciw.

Komisja Majątkowa jest niczym dojna krowa. To za jej pośrednictwem duchowieństwo może drenować budżet państwa i przejmować państwowy majątek. Przez 15 lat istnienia pod pozorem „zwracania zagrabionego w PRL majątku” rozdała Kościołowi nieruchomości warte miliardy złotych. W ubiegłym roku właśnie w Krakowie komisja przekazała Kościołowi – bez informowania władz miasta – siedem działek wartych ok. 24 mln zł, znajdujących się w atrakcyjnych punktach. Cystersi domagali się tych nieruchomości, mimo że w 1994 r. zawarli ugodę i dostali od gminy ponad 4 ha ziemi. Jednak już w 2004 r. stwierdzili, że to im nie wystarczy – zażądali zwrotu jeszcze 45 ha lub przekazania mienia o wartości 90 mln zł. Żądania wywołały zdziwienie w gminie, ponieważ termin składania wniosków roszczeniowych upłynął w 1992 r. Nieoczekiwanie jednak komisja poszła cystersom na rękę.

– Nie należy być bardziej świętym od papieża. Rozumiem jednak, że zbliżają się wybory samorządowe i władza chce być w dobrych układach z Kościołem – komentował wtedy w rozmowie z „TRYBUNĄ” decyzję komisji prezydent Krakowa prof. Jacek Majchrowski. Skarżył potem tę decyzję, gdzie tylko mógł. W efekcie uznano, że Kraków cysterom nic nie musi dawać, a państwo spłaci ich z budżetu. I teraz m.in. na zaspokojenie krakowskich braciszków te 58 „baniek” jest potrzebnych.
 
A wszystko dlatego, że komisja może przekazywać Kościołowi majątek bez żadnego uzasadnienia. W dodatku nie można się odwoływać od jej postanowień. W efekcie, w ciągu kilkunastu lat Kościół dostał od państwa o wiele więcej ziemi niż państwo kiedykolwiek mu zabrało.

KM działa na podstawie niezwykle korzystnej dla kleru ustawy o stosunku państwa do Kościoła katolickiego z maja 1989 r. Powinna rozpatrywać wnioski kierowane przez różne instytucje kościelne do 31 grudnia 1992 r., a dotyczące wyłącznie ziemi odebranej po II wojnie światowej. Ale w praktyce wymóg ten lekceważono wielokrotnie. Emocje potęgowała pazerność hierarchów, którzy domagali się zwrotu majątku odebranego nawet kilkaset lat temu. Przykładem był spór o budynek Muzeum Narodowego w Gdańsku, który należał do Kościoła przed 450 laty. Siostry norbertanki z Krakowa domagały się odzyskania gruntu należącego do nich w XII w. Działalność KM wzbudzała tyle zastrzeżeń, że w 1996 r. w Sejmie pojawił się nawet wniosek o powołanie komisji śledczej, która by ją zbadała. Kościół jednak gwałtownie zaprotestował, a sejmowa prawica wniosek uwaliła.

Biskupi twierdzą, że Polska Ludowa odebrała im do 400 tys. ha. III RP oddała zaś jedynie 160 tys. ha, państwo nadal jest więc „do tyłu” na jakieś 200 – 250 tys. ha. Przeczą temu jednak fakty. Specjaliści od prawa wyznaniowego, jak prof. Michał Pietrzak, wyliczają, że tuż po II wojnie światowej Kościół miał 150 tys. ha, które odebrała mu ustawa z 1950 r. Szacunki te zaakceptował dziewięć lat temu nawet episkopat. Państwo nie tylko więc oddało duchowieństwu to, co wcześniej zabrało, ale powstała spora „górka” – na ponad 10 tys. ha.

Orzeczenia komisji są niepodważalne. Nawet sąd nie może ich zakwestionować. Tę zasadę mogłyby podważyć w Strasburgu władze Krakowa. Wygraną miałyby praktycznie w kieszeni, ponieważ istnieje precedens – we wrześniu 2004 r. Związek Nauczycielstwa Polskiego wygrał w Strasburgu z Komisją Majątkową w sprawie zabranego mu w 1992 r. budynku.

Dziś trudno znaleźć wytłumaczenie, dlaczego komisja jeszcze w ogóle istnieje i dlaczego przez 14 lat nie udało jej się rozpoznać wniosków o zwrot majątku. Złośliwi przyczyny upatrują w wysokich dietach wypłacanych jej członkom.